Chocholi taniec

Wyspiański wielkim poetą był. I dramaturgiem. I wizjonerem również, a jakże. Wyspiański Stanisław przepowiedział Social Media i Facebooka. Że co? Że to!

Człowiek antropocenu, obecnie niemiłościwie panującej nam ery, zniewolonym jest ponad miarę. Choć nigdy podobno tak wielu nie żyło w takim dobrobycie i pokoju, choć nigdy dotąd w tak wielu miejscach na świecie nie panowały rządy ludu, demokracją zwane, człowiek jako jednostka, jeśli odrobinę wolnej woli posiada, to zwykle głęboko ukrytą.

Zacznijmy uszczegóławiać. Człowiek cywilizacji Zachodu, bo o nim mowa, żyje w osłaniającym go kokonie zbudowanym ze stałego źródła utrzymania, świadczeń socjalnych, praw, obowiązków i konwenansów, politycznej poprawności, jedynych słusznych prawd oraz wizji świata kreowanej przez media.

Człowiek ma potrzebę zarabiania, bo wpojono mu potrzebę posiadania. Im więcej mamy, tym jesteśmy lepsi, mówią nam. Bądź jak ten czy tamten, mówią nam. Tworzą poczucie bezpieczeństwa, otulając nas w warstwy zbędnych rzeczy, na które musimy pracować.

I jak u Wyspiańskiego w Weselu – Chochoł rzuca na wszystkich czar. Nasz chochoł w niniejszej analogii to kokon z rzeczy, norm i prawd jakie narzucono na nas stwarzając poczucie bezpieczeństwa, i też nas zaczarował.

Chochoł gra na patykach zwodniczą melodię, która z weselników czyni istoty w letargu, bezwolne, powtarzające gesty puste i pozbawione znaczenia taneczne figury. Korowód idzie donikąd, ignorując własne zniewolenie. Zniewolenie myśli i idei, w tańcu prowadzącym donikąd.

I tak sobie pracujemy i zarabiamy, i wydajemy i kupujemy, i wrzucamy w Social Media zdjęcia naszych sylwetek na ciepłych plażach, naszych posiłków, naszej kawki, naszego Maczka, złotego iPhonka, naszych nowych dóbr, które dziś są cool i extra, a jutro będą niestety passe. Życie upływa nam w pogoni za dosyć upośledzonym króliczkiem.

Jednocześnie nasze internetowe życie społecznościowe wybrukowane jest szlachetnością do wyrzygania. Wszyscy jesteśmy obywatelami skrwawionych zamachami miast, protestujemy przeciw wycinkom drzew, lajkujemy do bólu palców posty o treściach rewolucyjnych, ekologicznych, wegańskich, feministycznych. Adoptujemy pszczoły, udostępniamy i podpisujemy petycje, uczestniczymy w warsztatach, webinarach i wykładach, ale wiedzy na nich zdobytej w praktyce nie wykorzystujemy, bo cały nasz czas i energię pochłaniają nasze rzeczy i troska o to, aby za ich pośrednictwem błyszczeć i nie być gorszym od innych.

Wielki zryw narodowy jaki za sprawą Wernyhory miał porwać naród i gości Wesela, rozpływa się w chocholim tańcu, tak jak realne działania rozpływają się w morzu Facebookowych lajków. Gdyby choć ułamek tej energii i czasu poświęconego na Social Media przeznaczyć na realne działania, świat mógłby wyglądać inaczej. Moralizatorskie, górnolotne to stwierdzenie i wcale nie odkrywcze, ale niestety prawdziwe. Powiedziałbym nawet, że zjawisko chocholego tańca w Social Media jest powszechnie dostrzegalne, resztkami wolnej woli. Nasza tam obecność i aktywność jest jak narkotyk, uzależnia i ubezwłasnowolnia. Chocholi taniec nadal trwa i nikt nie jest w stanie przewidzieć czy, a jeśli tak to kiedy, się z niego ockniemy, my ludzie ery antropocenu. No chyba, że zabraknie prądu …

 

 

Fotografia: https://bonaba.flog.pl/wpis/11779088/ za zgodą autora.

Dodaj komentarz