
Ileż to nazw o pozytywnym wydźwięku wymyślono dla żywności – a to ekologiczna, organiczna, bez barwników czy konserwantów, niepryskana, z wolnego wybiegu, od szczęśliwych kur, od rolnika, od baby, ze wsi. Wszystkie te określenia służą podkreśleniu, że dana żywność jest lepsza jakościowo i że można ją określić najbardziej kuriozalnym określeniem jakie wymyślono, a mianowicie zdrową żywnością!
A jaka to żywność do cholery zwykle jest, że trzeba aż specjalnych nazw dla określenia tej zdrowej? Ano niezdrowa zapewne, produkowana przemysłowo, na nawozach sztucznych, pestycydach i herbicydach, z antybiotykami i hormonami, z warunków urągających przyzwoitości, klatek, chlewni, kurników czy obór, od producenta będącego bardziej przedsiębiorcą niż rolnikiem, modyfikowana genetycznie i pozbawiona istotnych wartości odżywczych, niejednokrotnie zbierana w stanie niedojrzałym i podróżująca do nas z krańców świata, gdzie wytworzono ją bez troski o ludzi – źle opłacanych, a niejednokrotnie głodujących.
Ludzie w zdecydowanej większości żywność taką uznają za „normalną”, bo przecież „wszyscy” ją jedzą na co dzień, a na żywność „zdrową” niektórzy tylko sobie pozwalają, a niejednokrotnie tylko od święta.
Przełom w naszym odżywianiu może nastąpić jedynie wtedy, gdy odkłamiemy żywnościowe nazewnictwo. Wtedy, gdy żywność „zdrowa” będzie taką bez dodatkowych przymiotników, bez dodatkowych oznaczeń, bez certyfikatów eko, bez długich list tego, czego nie zawiera. Jednocześnie, żywność inna, ta niezdrowa, otrzyma nazwy sobie właściwe, jak również właściwe oznaczenia – takie jak na paczkach papierosów. Żywność, która może być przyczyną wielu groźnych chorób, nie może być nazywana „zwykłą” i „normalną”, jeśli chcemy zdrowo jeść!
Odwróceniu muszą ulec również proporcje – poprzez wycofanie dotacji do wielkoobszarowego rolnictwa i masowej hodowli, pora uczynić produkcję niezdrowej żywności po prostu nieopłacalną. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie dopłacał z własnej kieszeni do trucia konsumentów, teraz czyni to jedynie dlatego, że jest to po prostu finansowo opłacalne, a poziom świadomości etycznej producentów jest niski (wszak produkują na sprzedaż, nie dla siebie).
Pamiętajmy, że jako konsumenci żywności głosujemy naszymi codziennymi decyzjami zakupowymi i naszym portfelem, skuteczniej niż w jakikolwiek inny sposób. Masowo nie godząc się na zatruwanie nas żywnością pełną chemii poprzez ograniczenie zakupów możemy wywrzeć istotny wpływ na producentów i zmusić ich do zmiany zachowań, a państwo i instytucje wspólnotowe do zmiany polityki rolnej i systemu wspierania rolnictwa dotacjami.
Pamiętajmy, że prawdą jest przysłowie „jesteś tym, co jesz”. Żywność jest najlepszym środkiem profilaktycznym i leczniczym jaki istnieje na Ziemi, pod tym wszakże warunkiem, że jest z natury i założenia zdrowa, lokalna, świeża i dostępna dla wszystkich.