Jest taki aspekt planowania siedliska permakulturowego, który często jest pomijany. Projektantom permakultury z prawdziwego zdarzenia zdarza się to jednak rzadko, natomiast 9 na 10 osób projektujących przydomowy ogródek nie troszczy się o ten ważny aspekt i często bywa, że nie myśli o nim wcale. Czy wiesz, o czym mowa?
Jak wszyscy wiemy, definicji permakultury jest tyle, ile osób o niej mówiących, dziś jednak chciałbym posłużyć się defincją bardzo pasującą do naszego tematu. Autorem jej jest Jack Spirko, projektant i nauczyciel permakultury z USA, gospodarz niewielkiego samowystarczalnego siedliska oraz monumentalnego podcastu o grubo ponad trzech tysiącach odcinków – The Survival Podcast. Jack mawia, że permakultura jest nauką o projektowaniu samopowielających się systemów naturalnych. Słowo „samopowielających” jest tu istotne, mówimy bowiem o systemach, które wytwarzają wszystko co potrzebne, aby nie tylko trwały, ale aby następowała w nich wymiana pokoleń i rozwój. Prawidłowo zaprojektowany system permakulturowy nie wymaga dopływu zasobów z zewnątrz aby istnieć, dawać plony i się rozrastać. Pieczołowicie rozmieszczona układanka elementów projektu oraz świadomie dobrane ich wzajemne powiązania sprawiają, że jak wiemy z zasad projektowania permakulturowego, każdą funkcję pełnią minimum trzy elementy, dzięki czemu zapewniamy naszemu systemowi stabilność, która jest podstawą bioróżnorodności, a ta z kolei prowadzi do obfitości.
Projekty inspirowane permakulturą bywają różne, i jak w słynnej polskiej komedii, moglibyśmy długo badać zawartość cukru w cukrze, czy też raczej permakultury w danym projekcie. Jest to jednak bezcelowe, przyjmijmy, że każdy robi projekty na tyle dobre, na ile go stać i na ile pozwalają wszelkie zasoby jakimi dysponuje – od czasu i wiedzy, poprzez uwarunkowania dotyczące działki, na zasobach materialnych kończąc. W przypadku gdy permakultura ogranicza się wyłącznie do warzywnika, zdominowanego głównie przez rośliny jednoroczne, trudno byłoby nam odnieść się to tego w świetle definicji Jacka, prawda? System jakim jest taki ogródek wykorzystujący szereg technik permakulturowych niestety nie ma szans być samopowielającym się, chyba że będziemy w nim chcieli mieć głównie rośliny o zdolności do samosiewu. Najczęściej jednak mamy do czynienia z sytuacją w której coroczne „powielanie się” ogrodu następuje w wyniku naszej pracy i zasobów, jakie dostarczamy z zewnątrz. Korzyścią jaką dostrzegamy w takim postępowaniu jest to, że dosłownie każda piędź ziemi może służyć uprawie tego, co możemy zjeść bezpośrednio lub wykorzystać w kuchni.
Permakultura idzie jednak krok dalej. Projektując działkę w sposób dążący do wyposażenia ją w zdolność samopowielania, musimy wziąć pod uwagę to, jak uzupełnimy wszelkie zasoby pobrane z niej w postaci plonów. Oczywiście, w dzisiejszych czasach moglibyśmy kupić nawóz, kompost, ściółkę, obornik czy cokolwiek innego, a jeszcze lepiej znaleźć odpowiednie źródła odpadowych materiałów w naszej okolicy z których możemy skorzystać za darmo, problem polega jednak na tym, że nie spełnimy wtedy kryterium samopowielania.
Warto więc zadać sobie pytanie projektując swoją działkę – czy mój projekt jest w stanie spełnić kryterium samopowielania, a jeśli tak, to w jakim stopniu? Które elementy projektu mają szansę samopowielać się bez mojej pomocy, a które będą to czynić przy minimalnej pomocy? Jakie elementy projektu mogę dodać, aby wspomóc samopowielanie i sprawić, że moja działka uniezależni się w większym stopniu od importu zasobów z zewnątrz?
Mistrzami samopowielania są lasy, których jak się to mówi w uproszczeniu, nikt nie sadzi, nie pielęgnuje, nie podlewa, nie nawozi, a żyją przez tysiąclecia. Moglibyśmy więc iść w kierunku takim, jaki zrodził się w głowie Billa Mollisona w głębi tasmańskich lasów i stał się ziarenkiem z którego kilka lat później wykiełkowała permakultura. Bill wspominał, że patrząc na bioróżnorodny, dziewiczy, tasmański las doznał swoistego olśnienia, które zawarł w zdaniu „mógłbym zaprojektować taki las, tylko że lepszy”. Utrzymanie zasad jakimi rządzi się las naturalny przy jednoczesnym zastąpieniu gatunków mało przydatnych pokrewnymi gatunkami dającymi jadalne plony wydało się Billowi panaceum na wszelkie problemy współczesnego świata, a więc tematem, któremu warto poświęcić dalsze lata studiów. Dziś, leśne ogrody oparte dokładnie o tą ideę zaczynają wchodzić do tzw. mainstreamu i choć nie można jeszcze powiedzieć że w istotny sposób rozwiązują problemy współczesnego świata, to na pewno żywią i utrzymują swoich właścicieli i ogrodników na wszystkich kontynentach.
Jeżeli jednakże nie jesteśmy fanami leśnych ogrodów, a raczej przydomowych warzywników, cóż takiego moglibyśmy zrobić, aby uczynić nasz ogród zdolnym do lepszego samopowielania się? Tutaj to samopowielanie będzie miało nieco inne znaczenie. Bo przecież nie chodzi nam o to, aby pomidory same się co roku wysiewały na grządkach i rosły „jak chwasty” bez naszego udziału …. hmmmm, sam nie wiem, czy na pewno nam o to nie chodzi? W odrobinkę cieplejszym klimacie niż Polski można z powodzeniem generować regularnie taką sytuację, co więcej znam przypadki samoodtwarzających się chaszczy pomidorów koktajlowych i w Polsce, jednakże są to raczej wyjątki od reguły. Zostawmy więc to i spójrzmy, co byłoby naszym najlepszym sprzymierzeńcem w utrzymaniu typowego ogrodu w dobrym zdrowiu przez wiele, wiele lat bez importu materiałów z zewnątrz?
W mojej opinii byłaby to uprawa roślin na ściółkę lub kompost. Ta zapomniana w wielu ogrodach sztuka stanowi najpewniejsze źródło zasobów, dzięki którym warzywnik nie tylko jest się w stanie odtworzyć, ale co więcej, akumuluje on kapitał w postaci poprawiającej się z każdym rokiem jakości gleby i zwiększającej się zawartości materii organicznej, co skutkuje z kolei między innymi zwiększoną retencją wody. Stąd już tylko krok do zmniejszenia lub wręcz rezygnacji z podlewania oraz nawożenia, powoli więc warzywnik nasz częściowo zaczyna funkcjonować jak wcześniej wspomniany pierwotny las.
Kluczem do powodzenia w tej strategii jest przeznaczenie części ogrodu pod uprawę roślin przydatnych do ściółkowania oraz takich, które dostarczają materiału do budowy pryzm kompostowych w wielu rozmaitych odsłonach, zależnie od tego, jak chcemy nasz ogród prowadzić.
Ściółkowaniu i rodzajom ściółek poświęciłem niedawno osobny artykuł, wspomnę więc teraz jedynie, że w kontekście samopowielania część z wymienionych tam materiałów nas nie interesuje. Nie możemy bowiem posadzić sobie kartonów, tak obecnie popularnych w permakulturowych kręgach. Dziś chciałbym się skupić na tym, jak zaplanować uprawę roślin na ściółkę. Myślę, że niektóre z przedstawionych poniżej propozycji okażą się odrobinę nieoczywiste, niemniej jednak każda z nich może przyczynić się do tego, że zbliżymy się o krok bardziej do tego mitycznego samopowielania, czy też jak kto woli, samowystarczalności w naszym ogrodzie.
Najpierw jednak, spójrzmy na temat okiem projektanta i przeprowadźmy analizę elementu – jakie cechy powinna mieć idealna roślina uprawiana na ściółkę? Oto kilka z nich:
– szybki wzrost dający dużą biomasę
– w miarę szybki rozkład uwalniający składniki odżywcze do gleby
– łatwość w pozyskiwaniu (brak kolców, bardzo twardych części, substancji szkodliwych, itp.)
– nieinwazyjność (łatwość trzymania w miejscu jej wyznaczonym i nieprodukowanie łatwo rozsiewających się poza nasz ogród nasion)
Obecnie, Król jest jeden – grzechem byłoby nie wymienić jako pierwszego żywokostu, sława jego bowiem w kręgach permakulturowych jest niekwestionowana. Czy jednak jest ona uzasadniona? W pewnych warunkach tak. Żywokost, na glebach żyznych i wilgotnych dostarczyć może ogromnych ilości materiału na ściółkę, a co więcej, materiał ten będzie nieco bogatszy w minerały, zaczerpnięte za pośrednictwem głęboko wnikających w glebę korzeni, niż w przypadku innych roślin. W sprzyjających okolicznościach części nadziemne żywokostu można ściąć kilka razy w roku i użyć tej biomasy w metodzie zetnij i upuść (chop & drop), w formie ściółki na dalszych grządkach, czy też jako doskonałego, bogatego w azot dodatku do kompostu lub surowca do sporządzenia słynnej roślinnej gnojówki, stosowanej w sezonie po gnojówce z pokrzywy, w celu lepszego wspierania kwitnienia i owocowania. Uprawę żywokostu możemy prowadzić w formie osobnej plantacji lub sadzić go na obrzeżach warzywnika. Posadzony gęsto może stanowić skuteczną barierę dla traw. Sadzenie jest banalnie proste – pocięte na kilkucentymetrowe kawałki kłącza zakopujemy na głębokość 5-10 cm i obficie podlewamy. Skoro jest taki fantastyczny, dlaczego napisałem, że nie zawsze dobra opinia o żywokoście jest uzasadniona? Z jednej strony, niektórzy ogrodnicy stosujący dziki żywokost mają problemy z opanowaniem jego ekspansywności, z drugiej natomiast, ogrodnicy mający gleby suche i piaszczyste mogą nie być w stanie bez dodatkowych nakładów pracy i zasobów skłonić żywokostu do produkcji znacznych objętości biomasy. W pierwszym przypadku możliwe jest zastosowanie sterylnych (niewydających nasion) odmian żywokostu, takich jak Bocking 14, w drugim, no cóż, kluczem jest cierpliwość. Żywokost bowiem jest rośliną o wielkiej zdolności do samopowielania. Zaobserwowałem w swojej jałowej i piaszczystej glebie, że tam, gdzie tylko uda mu się wykiełkować, powoli buduje sobie glebę w której rośnie. Z upływem lat produkuje coraz więcej biomasy i po mniej więcej pięciu latach trudno odróżnić rośliny z żyznych nadrzecznych łęgów od tych z mojego piaszczystego ogrodu. Pytanie brzmi więc, czy mamy te pięć lat?
Chwasty, te które królują w naszej okolicy, mogą być uznane za rozwiązanie, a nie problem. Wciąż ponawiane w Internecie pytania – jak się pozbyć z działki pokrzywy, ostu, nawłoci czy podagrycznika, można łatwo przekształcić w zapytanie – dlaczego chcesz się pozbyć tak pięknej plantacji materiału na ściółkę? Oczywiście, użycie chwastów do ściółkowania w warzywniku wymaga dyscypliny. Musimy wiedzieć kiedy i jakie części należy wykorzystać. Nie ściółkujemy rozłogami czy roślinami które już zawiązały nasiona. Możemy też pójść za głosem Mollisona, i zaprojektować sobie chwasty, tylko lepsze. Na przykład, jeżeli na naszej działce rosną wielkie łopiany, dlaczego nie założyć ich plantacji w celach ściółkowo-kulinarno-zielarskich? Przecież korzenie łopianu większego (Arctium lappa) są przysmakiem w kuchni azjatyckiej, gdzie zwane są „gobo”, jadalne są również łodygi i ogonki liściowe, ale wielkie liście z powodzeniem posłużyć mogą za ściółkę czy materiał na kompost. Niezależnie z jakim chwastem mamy do czynienia, możemy spojrzeć na niego przez pryzmat użyteczności dla nas, dla naszych zwierząt czy naszego ogrodu i jeżeli bez naszej pomocy rośnie on bardzo bujnie, wyobrazić sobie, jakie da nam plony gdy jego uprawą odrobinę pokierujemy.
W podobnym duchu, ale nieco ostrożniej, możemy rozważyć założenie plantacji warzyw wieloletnich, produkujących dużo materiału na ściółkę w postaci liści, a przy okazji dających inny, jadalny plon. Klasyka to rabarbar i karczoch, których liści się nie je. Moim faworytem w tej kategorii jest jednak bardzo gęsto sadzony topinambur, którego części nadziemne wykorzystuję jako ściółkę, podziemne jadalne bulwy wykopuję jedynie wtedy, gdy są potrzebne w kuchni. To sprawia, że od chwili posadzenia wiele lat temu, jedynym zajęciem związanym z topinamburem jest zbiór plonów – głównego, w postaci biomasy i dodatkowego, do spożycia. Jako ciekawostkę dodam, że wywar z topinambura jest świetnym insektycydem – zabija wiele owadów, na śmierć. Nie to, żeby od razu stosować, ale wiedzieć warto. Jak ktoś wpadł na to, że oprysk z topinambura może zwalczać szkodniki? No cóż – obserwacja. Czy widzieliście kiedyś jakieś szkodniki masowo zjadające liście topinambura? Ja nie. I po raz kolejny okazuje się, że te permakulturowe metody maja sens, bez obserwacji ani rusz. Wróćmy jednak teraz do naszych roślin na ściółkę.
Jeżeli lubimy krótkie cykle i nie chcemy zakładać żadnych plantacji roślin wieloletnich, to z powodzeniem możemy użyć jednorocznych roślin motylkowych. Bób, łubin, peluszka i inne motylkowe, z komonicą na czele na gleby słabe – wszystkie one poprawiają jakość gleby w miejscu gdzie rosną (wiążą azot z powietrza), dają plon jadalny dla nas lub naszych zwierząt, oraz produkują świetny materiał do ściółkowania, szybko kompostujący się. Pragnąc stosować takie rośliny radziłbym zapomnieć o normach wysiewu z opakowań i siać zdecydowanie gęściej, zwiększy to plon biomasy z jednostki powierzchni, choć oczywiście odbije się to na wielkości na przykład strąków i nasion bobu, jaki zbierzemy w plonie dodatkowym.
Zioła i kwiaty – nasturcje, mięty, kurdybanki, tymianki i inne cuda-wianki, wszystko co bujnie rośnie i zakrywa szczelnie glebę, co może być cięte i odrasta, nadaje się na ściółkę doskonale i można to sobie pięknie wpisać w projekt. Będzie zdobić, pachnieć, leczyć, przyprawiać i służyć naszemu świętemu Graalowi – samopowielaniu. Szczególnym przypadkiem jaki stosuję w tej grupie jest łąka kwietna – koszona dwa razy w roku, rozciąga się równolegle do pasa agroleśnego, na który trafia pokos. Nie trzeba daleko nosić siana, a drzewa i krzewy owocowe są dzięki temu najmniejszym kosztem wyściółkowane. Kosztem ekologicznym oczywiście, choć i pewnie wychodzi na to samo w błyszczącej mamonie.
Drzewa i krzewy z kolei to oczywiście źródło jesiennych liści. Warto zadać sobie pytanie – ile liści co roku spada na moje podwórko? Jak duży ogród i jaką warstwą mogę tymi liśćmi wyściółkować? Skąd liście mogę wygrabić bez szkody, a gdzie lepiej aby pozostały? Obecność starych drzew na podwórku powinna od razu zapalać lampkę w mózgu projektanta małej działki po to, aby zadał on sobie właśnie te pytania. Mam ci ja u siebie ogródek, o którym wiem, że stara lipa i klon rosnące przy domu, dostarczą w nomen omen listopadzie dość liści, abym przykrył go warstwą około 50 cm, każdej jesieni. Grabienie liści tych dwóch drzew, transport do ogródka i usypanie ich na grządkach to jedyny, zajmujący kilka godzin zabieg związany z użyźnianiem, jaki w tym ogródku stosuję, a dodatkowo eliminuje on pielenie i podlewanie. Czy jest to krok w stronę samopowielania się mojego ogrodu? Bo w kierunku samowystarczalności – na pewno.
Drzewa i krzewy doskonale znoszące przycinanie, w tym żywopłotowe, ale i owocowe, też mogą z premedytacją być sadzone po to, aby je ciąć i używać do ściółkowania. Trzeci wymiar produkcji – wzwyż – stanowi niezwykle cenną właściwość, pozwalającą uzyskać znacznie więcej biomasy z jednostki powierzchni, przy czym raz posadzone, same się mogą o siebie troszczyć. Królują tu oczywiście drzewa bobowate (robinia, gledczja), takież krzewy (karagana, moszenki), ale i inne dają radę, a przy tym niektóre dają też fantastyczne możliwości powiązań z innymi elementami. Ot, taki na przykład morwowy żywopłot może się stać bazą pokarmową dla naszej hodowli jedwabników. A jedwabniki z kolei, po wykorzystaniu kokonów, stanowić mogą pokarm dla ryb w pobliskim stawie. Staw ten z kolei … okay, zatrzymajmy się tutaj, znacie przecież klasyczne Losowe Przyporządkowania, prawda? I wiecie, że łańcuszek takich powiązań ogranicza jedynie wyobraźnia projektanta.
A skoro wspomnieliśmy staw, to roślinność wodna. Nawet mały stawik może dostarczyć dużych ilości roślin doskonale nadających się na ściółkę i co najważniejsze takich, które nigdy nie będą w stanie zachwaścić nam ściółkowanego miejsca. Mamy tu dwie grupy roślin – pierwsza to rośliny bardzo bogate w azot, takie jak rogatek sztywny, rzęsa czy azolla, druga to rośliny będące źródłem materii organicznej, czyli węgla – trzciny, pałki wodne, sity czy turzyce. Co ciekawe, trzciny wczesną wiosną są całkowicie suche i działają jak bardzo gruba słoma lub wręcz jak zrębki, podczas gdy ścinane w ciepłych miesiącach stanowią materiał zielony, bardziej bogaty w azot.
Na koniec, troszkę po macoszemu traktowane w permakulturze trawy. Od wyklętego trawnika, poprzez eliminację traw w leśnym ogrodzie na rzecz innych roślin okrywowych, po brak tolerancji dla traw na warzywnych grządkach, nie mamy dla traw należytego respektu. Tymczasem, strategiczne koszenie połączone z natychmiastowym ściółkowaniem pozyskanym materiałem jest jedną z lepszych metod podtrzymywania żyzności na grządkach w trakcie sezonu, czyli – tak, samopowielania się naszego ogrodu, bez importu zasobów z zewnątrz. Warunkiem powodzenia jest stosowanie naprawdę cienkiej warstwy, do dwóch centymetrów zielonego materiału, nie więcej. Oczywiście, trawy można suszyć na siano i sianem ściółkować grubo, a także możemy celowo posadzić ogromne trawy kępowe – miskanty, lasecznice, rosplenice czy spatryny – wszystkie one produkują ogromne ilości materiału, a dodatkowo służyć nam mogą w projekcie jako wiatrochrony, najszybciej rosnące ze wszystkich, jakie sobie możemy wymarzyć. Pamiętajmy jednak, że przestaną być wiatrochronem gdy tylko zetniemy je na biomasę, dlatego termin cięcia trzeba dobrać do tego, co one chronią. Czasami okaże się, że nie jest to dobre rozwiązanie – miskant musi niestety być ścięty najpóźniej na wiosnę i dopóki nie odrośnie, nic nie chroni nam upraw na zawietrznej w wiosennych miesiącach. Dlatego też albo chronimy trawami elementy, które nie wymagają ochrony w określonym czasie, albo sadzimy bardziej trwałe wiatrochrony, złożone z drzew i krzewów, których niemal do gołej ziemi, jak miskanta, nigdy nie będziemy przycinać. Jak widać po raz kolejny, regułka „to zależy” wraca w permakulturze jak bumerang.
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę projektując produkcję biomasy na potrzeby swojej działki? Bardzo ważnym zagadnieniem jest jej różnorodność. Można chyba było odnieść wrażenie, że powyżej prezentowałem różne rozwiązania do wyboru, na zasadzie albo-albo. Tymczasem, zdecydowanie lepiej jest zastosować kilka z nich w mniejszej skali, niż jedno jedyne, za to potężne. Dlaczego tak?
W celu pobrania lekcji, udajmy się jak zwykle do najlepszej szkoły, czyli do lasu. Las sam się ściółkuje i robi to w sposób perfekcyjny. Ze ściółkami jest bowiem pewien istotny problem. Te, które rosną najszybciej, najszybciej się rozkładają, te które rosną wolno potrafią niemal w ogóle się nie rozkładać. Te pierwsze są pokarmem głównie bakterii, te drugie rozkładane są przez grzybnie. Te pierwsze bardziej sprzyjają roślinom jednorocznym, te drugie wieloletnim. Czy mamy to wszystko rozkminiać, liczyć, ważyć i układać różne ściółki we właściwych proporcjach, czy też lepiej spojrzeć, jak to robi las? Otóż las miesza. Układa na ziemi warstwy zawierające wszystko, nieco bez ładu i składu wymieszane – od obumierających roślin zielnych, poprzez gałązeczki, gałązki, gałęzie, pnie, całe drzewa, po zielone, wilgotne i świeże liście oraz czerwone i brązowe, suche, zrzucane jak kurtyna, na koniec sezonu, jesienią. Las buduje glebę, na której rośnie, więc także i my wykażmy się podejściem zdroworozsądkowym i w podobny sposób budujmy glebę w naszym ogrodzie.
Projektując sposoby podniesienia samowystarczalności w zakresie źródeł biomasy na ściółkę i kompost, ustalmy najpierw czego mamy lub możemy mieć najwięcej u siebie. Przyjmijmy, że będzie to nasz główny zasób, którego będziemy się trzymać. Bazując na tych ustaleniach, zaplanujemy dodatkowe źródła biomasy, z drugiego końca spektrum, rozciągającego się od azotu do węgla i z powrotem, od węgla do azotu. A ściślej, od form węgla bardziej trwałych do tych bardziej ulotnych. Wiem, wiem, brzmi to okropnie, zaraz to uproszczę.
Otóż, jeżeli na przykład, masz obfitość zrębek, bogatych w węgiel i wolno się rozkładających, nie przejmuj się tym i przyjmij, że będziesz głównie ściółkować zrębkami. Zaplanuj dodatkowy obszar uprawy roślin na masę zieloną, bogatą w azot. Zanim uzupełnisz swoje ściółkowanie zrębkami, dodaj na grządki warstwę masy zielonej, uzupełnioną o na przykład resztki kuchenne i zawartość kompostownika. Przysyp wszystko zrębkami.
Jeżeli natomiast ściółkujesz głównie świeżą trawą, sianem czy słomą, o niebo szybciej rozkładającymi się niż zrębki, to poprzycinaj drzewa, krzewy i żywopłoty, aby zgromadzić dość zdrewniałej materii organicznej do pokrycia grządek jej cienką warstwą, zanim uzupełnisz główną warstwę ściółki – sienną lub słomianą. Oczywiście i w tym przypadku, nie zaszkodzi dodać nieco resztek kuchennych dla dżdżownic i kompostu dla mikroflory glebowej. Takie świadome działania sprawią, że pielęgnacja ogrodu stanie się prostsza, plony bardziej obfite, a Twój ogród bardziej samowystarczalny, czego serdecznie życzę.
Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł, podziękuj autorowi na SUPPI.pl
Artykuł powstał dzięki wsparciu udzielonemu za pośrednictwem witryny https://patronite.pl/Permisie
Patroni Artykułu:
Mariusz
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Patron Anonimowy
Dziękuję!