Permakulturowe strefy w „osobistym Internecie”

Ci, którzy poświęcają czas na czytanie tego, co piszę (za co jestem im dozgonnie zobowiązany) wiedzą, że z uporem maniaka podkreślam, iż permakultura nie tylko do ogródka ogranicza się.

Dziś chciałbym napisać o tym, jak projektowanie permakulturowe może pomóc w racjonalnym korzystaniu z …. Internetu.

Internet jest jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem naszych czasów. Źródłem niewyczerpanej informacji (choć niejednokrotnie fałszywej), krynicą inspiracji i bagnem frustracji, miejscem przyjaźni, współtworzenia i współdziałania, na równi z hejtem, trollingiem i spamem.

Moja przygoda z Internetem trwa od jego zarania, pamiętam go jeszcze z czasów gdy nie było WWW (ale jak to, przecież ludzie tak długo nie żyją!). Od tamtej pory korzystałem z Internetu bardzo lub bardzo-bardzo aktywnie, tworząc strony, kanały, fora, grupy, gry, programując, administrując, moderując, używając, grając, a czasem i trollując, bynajmniej niestety.

Bardzo długo opierałem się Facebookowi, uznając go za zło wcielone, lecz uległem wreszcie namowom i argumentacji, że kogo nie ma na Fejsie, ten nie istnieje. Okazało się to w dużej mierze prawdą, ale z drugiej strony potwierdziło również najgorsze przypuszczenia co do jego natury. To tu najpełniej znajduje zastosowanie permakulturowe pojęcie stref, ale o tym za chwilę.

Internet zatem był pierwszy, a dopiero po nim przyszła permakultura. I sporo wody w Wiśle upłynęło, zanim zdałem sobie sprawę, że z Internetu, podobnie jak chyba z każdego innego elementu obecnego w naszym życiu, najlepiej jest korzystać w sposób permakuturowy.

To wtedy nadszedł ten dzień, gdy wyznaczyłem  swojemu osobistemu Internetowi strefy, typowe dla projektowania permakulturowego. Jak zwykle stref tych jest pięć, a im wyższy numer strefy, tym bardziej jest mi odległa i tak też ją traktuję.

Strefa 5 to tak zwana dzicz, czyli Internetowe ostępy do których jedynie sporadycznie zaglądam, a niejednokrotnie nawet nie wiem, co się w nich dzieje. Żyją one własnym życiem, a jeśli je przypadkowo odwiedzę, to z reguły w poszukiwaniu jakiejś wiedzy. Ostępy mają to do siebie, że potrafią zaskoczyć – niejednokrotnie znajduje się w nich coś zupełnie innego, niż się szukało, a bardzo często odebrana lekcja zamiast „jak” odpowiada na pytanie „jak nie”, co jest równie, a czasem bardziej cenne. A gdy natrafiam na cokolwiek, co w jakiejkolwiek formie sprawia mi dyskomfort, przypominam sobie o takim małym iksie w prawym górnym rogu okna przeglądarki i robię z niego użytek.

Strefa 4 to zakątki Internetu z rzadka, ale w miarę regularnie odwiedzane, które potrafię zidentyfikować i nazwać, oraz potrafię z nich korzystać. Sklepy, banki, prognozy pogody, rozkłady jazdy, bazy danych, biblioteki. Nigdy nie mam wpływu na to, jak funkcjonują, ktoś inny o tym decyduje. Nie mam do nich zwykle żadnego stosunku emocjonalnego, a podobnie jak strefa 4 w siedlisku permakulturowym,  są przydatne w pozyskiwaniu pewnych Internetowych „plonów” (informacji, usług, towarów), lecz nie wymagają ode mnie ani pracy, ani zaangażowania, co najwyżej czasami za coś trzeba zapłacić. Jeżeli tu coś „nie teges”, to na pewno są dziesiątki innych miejsc, gdzie „teges”. Nie ma co z tego powodu kopii kruszyć, a raczej warto sobie przypomnieć maksymę Billa Mollisona o dysfunkcjonalnych instytucjach, i znaleźć inny twór, który robi to samo, ale lepiej.

Strefa 3 to miejsca w Internecie, w które wnoszę jakiś wkład, intelektualny bądź emocjonalny, jednakże ich natura sprawia, że są kształtowane przez wiele osób. To fora na których okazjonalnie pisuję, to grupy dyskusyjne w których się czasem udzielam, to blogi które niekiedy komentuję. Mam tu częściowy wpływ na to, co się w tej strefie dzieje, jednakże żyje ona głównie życiem innych osób. Strefa ta jest miejscem współpracy z innymi, to tu tworzy się większość ludzkich gildii, to tu buduje się Internetowe ogrody. A jak z ogrodami jest, każdy wie – są lata tłuste i lata chude, są klęski urodzaju, są najazdy szarańczy. To tu człowiek może się spotkać zarówno z bezprzykładnymi przypadkami solidarności i pomocy, ale również z bezprecedensową agresją i chamstwem. Podobnie jak w strefie 3 siedliska permakulturowego, najlepszą taktyką jest działanie w zgodzie z naturą, a nie przeciw niej. Wszelkie próby dyskursu z chamem lub trollem kończą się zawsze tak samo: jak zapasy ze świnią w błocie – nie dość że człowiek się upaćka, to jeszcze wszystko wskazuje na to, że świni się to podobało. Dlatego też gdy w strefie 3 robi się ferment, zostawiam trolla czy szkodnika samemu sobie, gdyż jak wiadomo i troll, i szkodnik, niekarmiony, wyginie. Karmienie trolli jest wbrew naturze, jak każde Internetowe dziecię doskonale wie.

Strefa 2 to moje własne Internetowe dzieci, oddane na służbę innym – strony które stworzyłem, fora i grupy przeze mnie założone, artykuły i blogi przeze mnie pisane, i inne wirtualne byty, w które włożyłem pracę i mam do nich sentyment. Pomimo jednak że są moje, służą głównie innym, a nie mnie. To tu zwykle dzielę się nadmiarem, to tu oddaję innym to, co od kogoś, kiedyś otrzymałem, zwykle z nawiązką. To tu najczęściej dowiaduję się od innych, że to co robię ma sens, ale również tu doznaję największych rozczarowań, gdy ktoś te moje dzieci bezpardonowo molestuje i wykorzystuje. To tu poświęcam najwięcej czasu na publikowanie ciekawych treści, to tu tracę najwięcej czasu na sprzątanie po gościach. Z uwagi na połowiczną otwartość tej strefy, będącej rodzajem mitologicznego stwora – pół mną, pół gośćmi, i mając świadomość, że jej kształt zależy też od innych, staram się okazywać dobrą wolę i uzbrajać się w anielską cierpliwość, choć przyznaję, że jest ona wystawiana na ciężkie próby. No ale podobno, co cię nie zabije, to cię wzmocni.

Strefa 1 to moje sanktuarium – moje prywatne strony, profile, konta. Moje strony WWW, moje galerie zdjęć, inne moje, najbliższe sercu „skarby”. Tu obowiązują moje zasady. Tu tak jak w przydomowym ogrodzie warzywnym, człek włada przyrodą, a nie przyroda człekiem – ja władam gościem, a nie gość mną. Tak więc porzućcie wszelką nadzieję ci, którzy tu wchodzicie – ale tylko ci, którzy ze złą intencją wchodzą. Tu trzeba zachować bon ton i savoir-vivre jaki przystoi gościom, bo nie wypada gospodarzowi narobić do garnków i udawać, że z garnka pachnie. Takich klientów nie obsługujemy. Dziękujemy za przybycie, ale żeby mi to było ostatni raz (ostatnie przybycie, znaczy się, bo o ponownym narobieniu nie ma już mowy – ORMO czuwa). Każdy ma prawo być gospodarzem we własnym domu, i mieć w nim czysto, jeśli lubi i ma taką fantazję. I jak w przydomowym ogrodzie kuchennym, to ja decyduję, co tu rośnie, jak duże i jak długo. A jeśli życie uprzykrza, trafia na kompost.

Jest jeszcze strefa 0 – odłączony Internet, wyłączony komputer. To nie jest przereklamowane – polecam. Choćby z okazji Światowego Dnia bez Internetu.

Strefy w Internecie, podobnie jak i w permakulturowym siedlisku, podlegają zmianom. Czasami z fragmentu głuszy robimy sad czy pastwisko, a czasami zapomniany warzywnik dziczeje i staje się lasem. Czasami następuje naturalna sukcesja – z gościa w nieznanej dziczy staję się dobrym znajomym, a z czasem współtwórcą lub pomocnikiem.  Gdy trafiłem na największe na świecie permakulturowe forum dyskusyjne permies.com, byłem tabula rasa. Czytałem z otwartą buzią, ale byłem tam obcy i nieco zagubiony. Z czasem jednak zacząłem się udzielać, wspierać odrobinę, odrobinę pomagać, aż pewnego dnia ze zdumieniem stwierdziłem że zostałem nagrodzony rangą „Zapylacz” (Pollinator) 😀 oznaczającą osobę, która przyczynia się do rozwoju forum, na swój maleńki sposób, ale jednak. („Mnie to chwalą, rzekł dumnie do swego rodzeństwa, siedząc szczur na ołtarzu, podczas nabożeństwa”). Tak czy inaczej, na tyle mnie to ujęło, że od tej pory permies.com ma szczególne dla mnie miejsce w układzie stref, na pograniczu numeru 2 i 3.

Jednakże, czasami dzieje się dokładnie odwrotnie – stworzony tymi palcyma Internetowy twór przynależny do strefy 2 żyje i radzi sobie dobrze. Z czasem jednak zaczyna chorować, obłażą go mszyce, coś zakłóca jego zrównoważony rozwój, chłonie więcej energii niż produkuje.  Mojej energii. Stając przed wyborem likwidować, na siłę ratować, czy po prostu zostawić i niech sam sobie radzi, niemal zawsze wybieram STUN – doskonałą w swojej prostocie metodę Marka Sheparda. Polega ona na Prostym, Pełnym, Całkowitym Zaniedbaniu (Sheer Total Utter Neglect) drzew po posadzeniu i czekaniu, jak sobie same poradzą i co z nich wyrośnie. Moje dziecię ze strefy 2 zostaje wygnane do strefy 5 i tam sobie radzi już samo. Nie płaczę za nim, wszak przyroda zna gniazdowniki i zagniazdowniki, widać trafił mi się znowu ten drugi.

Do czego zmierzam drogi czytelniku? Gdy w Internecie dopadnie Cię hejt, spam, troll czy głupota, zamiast przygryzać wargi szykując ciętą ripostę, zamiast wdawać się w gorącą dysputę, zamiast pisać płomienną tyradę, która skasuje Ci się przy próbie wysłania, zadaj sobie jedno proste pytanie:

W której strefie jestem?

 Zwykle odpowiedź napływa w sekundę, a wraz z nią natychmiastowa pewność, że wiesz co masz robić. Im dalej jesteś od „serca”, tym rób mniej. Najlepiej nic. Z jednym wyjątkiem.

Gdy ktoś zaatakuje Cię w pierwszej strefie, walcz z nim jak z mszycą czy ślimakiem na ukochanej roślinie – bezwzględnie, szybko, skutecznie. Wykażesz się dzięki temu doskonałą znajomością pierwszej permakulturowej dyrektywy, która mówi o tym, że jedyną etyczną decyzją jest wziąć odpowiedzialność za los swój i swoich bliskich. Obowiązuje ona tak samo w ogrodzie jak i w Internecie.

Jeżeli spotykasz się z ewidentnym łamaniem etycznej zasady Troski o Ludzi, wobec swoich bliskich lub wobec siebie, dokładnie w imię tej samej zasady zrób z tym porządek, natychmiast.

 

 

Dodaj komentarz